Czy moja rodzina musi mieć ADHD? Wojtek ma ADHD, Nina też, a jak są razem, to mają hiperaktywne ADHD. Świnka morska też ma, tylko kot ma to gdzieś i dalej śpi całymi dniami, ale jego akurat tłumaczy to, że jest nowy w rodzinie. No i co najgorsze - Martyna też ma i wychodzi na to, że ja też.
To miał być spokojny weekend. Taki żeby się wreszcie wyspać. Zacząłem go całkiem miło, bo już w piątek po pracy miałem okazję wykazać się jako biały murzyn i wnieść elementy nowego regału na TV na 4 piętro. Zmieściłem się w 6 kursach, także całkiem spoko. Stwierdziłem, że poskładam go jutro rano, bo na dziś wypoczywania mi już wystarczy.
Dziś rano, czyli w sobotę zaskoczyłem samego siebie, bo wstałem z własnej woli o 9. To było prawie tak samo zaskakujące jak moje wstanie dzień wcześniej z własnej woli o 5, choć mogłem o 6.30. Nie przestaję się zadziwiać, ale mniejsza o to. Stwierdziłem, że zanim zanim dzieci na dobre się rozpędziły, to poskładam wspomniany regał. ot, poskładam, wysunę komodę, bo ma iść na jej miejsce, ustawię, a co z komodą, to już niech Martyna sobie myśli, bo co ja bym nie wymyślił i tak będzie źle. Z tą optymistyczną myślą zabrałem się za składanie. Mniej więcej w 1/3 zrozumiałem sens wczorajszego zdania wypowiedzianego przez Martynę "ot tak sobie" - trzeba przesunąć akwarium. Regał się nie mieścił na wymarzonym miejscu. No trudno, złożę i będę się martwił. Zanim złożyłem Martyna zdążyła wstać, skończyłem składanie, przesunąłem szafkę z akwarium "jakimś cudem", bo szafka + akwarium + zawartość akwarium + woda, to jakieś 120 kg. i zaprezentowałem koncepcję "na szybko", czyli - od ściany do okna patrząc - półka - akwarium - regał z tv - gablota. Niestety koncepcja się nie sprawdziła, ponieważ Martyna stwierdziła, że jest "jak w tramwaju". Nie bardzo właściwie wiem co to znaczy i co ma wspólnego z tramwajami, ale takie zdefiniowanie tematu wydaje mi się słuszne i pasujące do zaistniałej sytuacji. Czemu pasujące? Nie wiem, ale niewiadoma mi podobizna do tramwaju pasowała idealnie. Generalnie jednak cała ściana była zastawiona, a każdy mebel był z innej parafii. Czyli koncepcja na szybko odpadła, nawet wg. mojego niezbyt wyrafinowanego gustu.
No i się zaczęło: gablota na drugą ścianę, gdzie stoi półka, półka do pokoju dzieci, komoda też, szafka z przedpokoju won na hasiok, na miejsce szafki mała szafka, która przyszła wraz z regałem na tv. A skoro wyrzucamy szafkę, to można najpierw zrobić z niej kilka półek do szafy. No więc Martyna zaczęła przesuwać meble tu i tam (kocham ją m.in. za to, że jak jakiegoś mebla nie trzeba nosić, a można przesuwać, to sama to robi i nie tłumaczy się, że jest kobietą ;p), a ja zacząłem ciąć szafkę na elementy, tak żeby zaczęła przypominać półki. Wypicie przed tą operacją dwóch kaw i jednego piwa zrobiło swoje, bo udało mi się dopasować co do milimetra bez poprawek.
Oprócz tego stwierdziliśmy, że router i modem przestaną być najbardziej reprezentatywną częścią przedpokoju i wypadałoby je gdzieś schować. Padło na szafę, tylko to się wiązało z puszczeniem kabli przez ścianę. No ale mam wiertarkę SDS! Pestka. No właśnie nie, bo tu nie poszło tak dobrze jak z półkami i zamiast jednej dziury mamy trzy. Przyczyny tego są skomplikowane. Począwszy od zbyt szerokiej końcówki kabla, której z tegoż kabla nie da się zdemontować, tak by jej nie zniszczyć, co w końcu okazało się nieprawdą, bo w akcie desperacji mi się to udało (prowizorka trzyma najdłużej i będzie działać jeszcze 20 lat), idąc przez długie, ale za małe wiertła, lub duże, ale za krótkie, kończąc na jakiejś złośliwej konstrukcji ściano-sufitu, który jest raz grubszy, raz chudszy, raz ma wnęki a raz nie. Generalnie dziury są trzy, największa zmieściła kabel. to moja porażka konstrukcyjno-montażowa, ale jakby co, to te dwie dodatkowe to otwory wentylacyjne, żeby się grzyb na suficie nie robił.
Zatem dziś przerobiłem składanie regału, przemeblowanie mieszkania, robienie półek + wiercenie dziur w ścianach. Czyli standardowa, leniwa sobota. A z okazji niedzieli wypadałoby dokończyć przemeblowanio-odgruzowanie pokoju dzieci, a ja postanowiłem dodatkowo odgruzować balkon z okazji wiosny, czyli wynieść sanki do piwnicy, która od 5 wnoszeń do niej czegokolwiek już niczego więcej nie powinna zmieścić, a mimo to jej pojemność wciąż mnie zaskakuje, wywalić z balkonu kwiatki, które nie przeżyły zimy (czyli wszystkie), umyć i takie tam. Spokojny weekend jak cholera. Ale przynajmniej teraz mogę sobie zrobić drinka, zapalić papierosa i usiąść spokojnie przed tv, który stoi se na takim o regale jak na zdjęciu poniżej.
Regał fajny, tylko na złożeniu go miało się skończyć. Niestety, nasze rodzinne ADHD nie pozwoliło jak zwykle, by życie było takie proste.
oj tam oj tam :)
OdpowiedzUsuń